Od deskorolki przez Londyn do oceanu - autentyczna opowieść o poszukiwaniu siebie
Od najwcześniejszych wspomnień, które tylko mogę sobie przywołać, w mojej osobistej przestrzeni istnienia, zawsze byłem jak rzeźbiarz, który formuje swój los. Otoczony zielenią, w niedalekiej odległości od miasta Poznań, odkrywałem moje miejsce na ziemi.
Dzieciństwo pod Poznaniem
To właśnie tu, gdzie linia horyzontu przeplata się z chmurami nad rozległymi polami, moje życie wypełniało się barwnymi, choć rzadko opiewanymi przez media, opowieściami. Opowieściami, które choć anonimowe dla świata, stały się nieśmiertelne w moich prywatnych, osobistych zapisach.
W otoczeniu prostych chłopskich domostw i rozbrzmiewających nie tylko w niedzielę kościelnych dzwonów, rodziły się legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie przez tutejszych mieszkańców i utrwalane w ludowych opowieściach.
Stawiając kroki na tej żyznej, zielonej ziemi, ja – początkowo nieco naiwny chłopiec, a z czasem coraz bardziej doświadczony przewodnik swojej niespokojnej wyobraźni – wytyczałem ścieżki i wyzwanie rzucane zwyczajności.
Świat wyobraźni
Książki, filmy, komiksy stały się kluczem do bramy fantastycznych światów. Każda stronicą, scena, rysunek to była iskra dla mojej wyobraźni i inspiracja do marzeń. Przeżywanie przygód bohaterów z książek, od dzielnych rycerzy po kosmicznych odkrywców, sprawiała, że czułem się jakbym eksplorował odległe planety i mityczne kontynenty.
Dzięki rodzicom którzy umożliwiali mi podróże po Europie, podczas których zwiedzałem piękne miasta i miejsca, to była dla mnie realizacja moich wyobrażeń z książek i filmów w prawdziwym świecie. Ta magia z fikcji okazała się zakorzeniona w realnym świecie i nauczyła mnie, że największą podróżą jest ta wewnętrzna, stymulowana przez literaturę i sztukę.
Skateboarding i bunt
W monotonii codziennych szarości które upiększałem każdego dnia własną kreatywnością i światem fantazji dorastałem w oczekiwaniu na moment, w którym z deskorolką i muzyką płynącą prosto do moich uszu, na nowo odkrywałem znaczenie wolności, która rozbrzmiewała echem po całej okolicy.
Moje poczynania zaczęły być komentowane przez coraz to szersze kręgi społeczności, nie zawsze było to dla mnie czymś przyjemnym. Brak tolerancji z strony małego wiejskiego społeczeństwa spowodował że już w wczesnych latach młodości, większość czasu spędzałem w centrum Poznania jeżdżąc całymi dniami na deskorolce w gronie nowych przyjaciół.
Kefis - narodziny legendy
Kefis to ksywka którą przyklejono mi już w wczesnym dzieciństwie, kiedy to nie dawałem chwili wytchnienia okolicznym zawadiakom przesiadującym na pobliskich mego domu ławkach i tak jak ludzie wołali na mnie przez ponad dwie dekady.
Do dnia dzisiejszego czasami usłyszę gdzieś na ulicy wywołaną we wspomnieniu ksywę – Kefis. Przywołuje to chwile pełne młodzieńczej brawury, chwile utrwalone na starych nagraniach VHS, na których Kefis – ja sam – zmierzam w kierunku kamery wypowiadając długą sekwencję słów, których sam po latach nie byłem w stanie zrozumieć, nawet jednego słowa – niesamowite!
Plac Wolności - symbol epoki
Deskorolka stała się częścią mojej tożsamości; moje „nigdy niesycone ja”, seksualność i niespożyta energia doprowadzały mnie czasami na skraj obłędu ale zarówno z ogromną siłą prowadziły mnie naprzód na drodze do zastania, być może nieoczekiwanie, ikoną poznańskiej, a nawet polskiej sceny skateboardingowej.
Te niesamowite, niezapomniane czasy odcisnęły silne piętno w mojej pamięci i na zawsze pozostaną związane z miastem Poznań i jego PLACEM WOLNOŚCI!!!
Były momenty, gdy wątpliwość rzucała cień na moje marzenia, lecz mój entuzjazm, tożsamość manifestowana w każdym ollie i slide’ie na miejskich murkach, przemieniała każdą porażkę w sukces. Wtedy czułem się nie tylko władczą własnego losu, ale i symbolem ducha epoki.
Londyńskie noce
Przełom przyszedł bez zapowiedzi, gdy nagła kontuzja wyciszyła estradę moich młodzieńczych poczynań. Ale nie przyjąłem tego za koniec. Zmiana otoczenia, wyjazd do Londynu w poszukiwaniu ucieczki od bólu jaki nosiłem w sobie patrząc na chłopaków mogących jeździć na deskorolkach, w poszukiwaniu nowych pasji i doświadczeń.
Półświatek i niebezpieczeństwa
Londyn nocą, te kilka lat spędzonych na ulicach tego molocha. Noce, weekendy na kompletnym haju, narkotykowych odlotach, historii których czasami lepiej byłoby nie pamiętać.
Londyńskie noce kryją w sobie tajemnicze życie, które pulsuje najmocniej wtedy, kiedy reszta miasta pogrąża się w śnie. To życie pełznie po zabudowaniach, ślizga przez zakamarki starych fabryk, ożywia opuszczone kościoły niebanalnymi rytmami, które poruszają i zapamiętują się w sercu na zawsze.
Śmiertelne zagrożenie, które w rzeczywistości zmaterializowało się w postaci ostrza noża, które znajdowało swoje miejsce w mojej nodze. Lecz nawet w tym zamęcie, otoczony głośną muzyką i blaskiem stroboskopów, zdarzył się cud. Mój anioł stróż, choć przyćmiony odurzeniem substancji, na zachwianych nogach, zdołał wykazać się czujnością bohaterską.
Rzemiosło jako ucieczka
Londyński kalejdoskop doświadczeń był również przepustką do świata pracy, gdzie jako młody 21 letni chłopak, rozpoczynałem swoją przygodę jako rzemieślnik. Miałem okazję oddać się sztuce układania kamieni w posadzkach luksusowych apartamentów.
Ta praca, pełna wymagających materiałów i rzemiosła, także stała się dla mnie formą ekspresji, sposobem na wyrażenie samego siebie i zredefiniowanie swojego nowego a utraconego ja, które niegdyś znane było desce skateboardowej.
Odkrycie oceanu
Miłość do deski, mimo londyńskiej odskoczni, nigdy nie wygasła. Snowboarding nie zastąpił całkowicie mojej pierwszej pasji. I choć góry konfrontowały mnie ze śniegiem - tym białym i zimnym intrygantem, to jednak nie zdobyły mojego serca na tyle, bym dał pochłonąć się im do reszty.
Pustka jaką nosiłem w sobie trwała, do momenty gdy zupełnie przypadkiem, niespodziewanie, pojawił się ON. Ocean.
Metamorfoza przez fale
Te niewiarygodne rozciągłości wody, zdający się być żywym bytem, z własnymi oddechami, nastrojami i tajemnicami, które tak nieustępliwie przyciągają ludzkie dusze do swoich brzegów. Jest w tym wielkim błękicie coś potężnie urzekającego, jakby każda fala była przekaźnikiem energii i dawnych historii.
Kiedy deska surfingowa staje się naturalnym przedłużeniem ciała i duszy, człowiek wchodzi w rytm oceanu, w jego odwieczny taniec sił natury. Surfowanie nie jest już tylko sportem – to swoista medytacja, sposób na bycie w pełnej harmonii z przyrodą.
Fale, te potężne i jednocześnie delikatne twory natury, są jak metafora życia samego w sobie. One uczą szacunku i pokory; przypominają, że życie jest pełne zmienności – spokojne momenty przeplatają się z czasami burzy i należy umieć znaleźć swój balans.
Dojrzałość i rodzina
Już nie jako przygodowy kochanek, lecz mężczyzna świadomy głębi i zawiłości ludzkich relacji, zrozumiałem, że prawdziwa bliskość bierze się z czułości, szacunku i oddania. Przeistoczyłem się z łowcy doświadczeń w architekta spokojnego życia, gdzie dni wypełnione są pracą, miłością i twórczością.
Dom, jaki teraz buduję, jest fundamentem spokoju, śmiech dzieci jest tą muzyką, która harmonizuje z dźwiękami otaczającej nas przyrody. W tej przestrzeni, gdzie każdy dzień to możliwość stworzenia czegoś pięknego, widzę siebie jako rzemieślnika rzeźbiącego nie tylko materię, ale i codzienność według wzorców miłości i ciepła.
Refleksje o życiu
Życie, jakiego doświadczyłem, pełne było nie tylko namiętności i uczt cielesnych, ale przede wszystkim bogate w doświadczenia, które pozwoliły mi zrozumieć, co w życiu jest naprawdę istotne – nie mierzy się ono wyłącznie przez pryzmat spełnienia seksualnego, zdobyczy materialnych, czy wygranych wojen ale przez głębokie zaangażowanie w to, co kochamy, co tworzymy, poprzez bycie autentycznym autorem swojej opowieści życiowej.
Zatrzymując się na chwilę w tej bezgranicznej przestrzeni możliwości, warto zaznaczyć, że to my, jako stwórcy własnych losów, snujemy nici rzeczywistości, splotem własnych wyborów i działań tworząc tkankę świata.
Z każdym tworem, ideą lub projektem, jaki wypływa z głębin naszej wyobraźni, spinamy mocne więzy z tym, co zrodziliśmy. Tworząc, oddajemy cząstkę siebie, kierując tym samym niezmierną energię ku realizacji celów, jakie kształtują naszą egzystencję.
Niech więc ta opowieść będzie kontynuowana, zapisywana każdego dnia z tej samej nostalgii i pasji, co dotąd. Niech płynie swobodnie jak rzeka czasu, wiodąca nas przez dziwy i doświadczenia codzienności.